czwartek, 17 października 2013

fenomen i manifest

Pin It


Muszę to wreszcie napisać, bo sumienie nie daje mi spokoju. No może nie sumienie, może nie kobieca - czy ogólnoludzka solidarność albo empatia. 
Te cechy mam w zaniku. 
To raczej organiczna reakcja na absurd. 
Temat jest prosty. Chodzi o relacje międzyludzkie i reakcje ludzi na siebie nawzajem. 
Nie jestem dobra we wprowadzeniach, szczególnie jeśli się we mnie wszystko burzy na myśl o krzywdzie jaką straszliwa ideologia akceptacji i tolerancji może wyrządzić niczego jeszcze nieświadomym jednostkom.

A zatem jest tak - wolność to świetna wartość, niezwykle wartościowa. Też uważam, że należy robić swoje i niczym się nie przejmować - mamy tylko jedno życie (najprawdopodobniej) i każdy z nas zrobi najlepiej jeśli właśnie nim się zajmie postępując tak, żeby mu było w tym jedynym życiu dobrze.
Wychodzę z założenia, że jeśli każdy zajmie się sobą najlepiej jak potrafi wszechświat będzie najlepszym z możliwych.
Dlatego jeszcze raz - nie jestem piewcą skostniałych norm, szykan, prześladowań odmienności ani krępowania swobód. Jestem całkowicie przeciwna terrorowi.


Laska się nie goli bo uważa, że nie ma takiej potrzeby. Idea artykułu - jestem przedstawicielką awangardy piękna, żyłabym sobie radośnie gdyby nie społeczny ostracyzm. 

No błagam. Po pierwsze jest to brzydkie, ale niech będzie, że nie mam monopolu na prawdę. 
Tylko skąd roszczenie, żeby wszystkim nagle się odmieniło? Przecież mamy jakiś zmysł smaku.
Zabijanie małych kotków jest złe - gładkie kobiece łydki są atrakcyjne. 
Tak po prostu jest.



Doprowadza mnie do szału retoryka powszechnej miłości, która jest ślepa. 
No po prostu tak się nie da żyć. 

Miałam kiedyś kolegę o skrajnie prawicowych poglądach. Jako szczery chłopak nie znoszący hipokryzji wywalał te swoje drastyczne poglądy w pierwszej rozmowie z dziewczyną, która mu się podobała. Chciał być otwarty. Był. Tylko drugich randek nie było. Był bezkompromisowy i wiecznie obrażony na niedojrzałość kobiet.

Pozostańmy różnorodni, wtedy będzie ciekawie.  Tylko nie uderzajmy głową w mur bo to bez sensu.

Ja uwielbiam być kobietą, uwielbiam ciuchy, kosmetyki, szpilki, lubię gotować i lubię jak facet jest silniejszy ode mnie. Oglądam Pamiętnik Bridget Jones i mnie śmieszy. Słucham popu i opery, piję alkohol, jem ser i czekoladę. Lubię dobrze się czuć. Nie znoszę dyskomfortu i nudnych ludzi.
Mam prawo do tego wszystkiego równocześnie wiedząc, że wiele z moich słabości i upodobań hołduje prostackim gustom. Wiem, że niektórzy ocenią mnie po pozorach. I to jest ok. 
Nie zmuszam nikogo do akceptowania mnie, lubienia, do niczego nikogo nie zmuszam. 

Każdy ma prawo być mądry lub głupi, brzydki, ładny, zaniedbany, pracowity lub leniwy. Jednak niesie to za sobą konsekwencje. Jeśli lubisz pić 24 h na dobę - ok, ale nie będziesz wtedy kierowcą rajdowym no bo jakby nie dojedziesz. 
Nie chcesz się odchudzać  - ok, ale nie nie będziesz paradował/a na wybiegach w Mediolanie, bo najzwyczajniej w świecie ubrania lepiej prezentują się na chudych.

Gdybym miała córkę powiedziałabym jej koniecznie to wszystko, że może być kim chce, ale musi zachować priorytety - swoje własne, takie nieprzyklejone jej przez kogoś, przez modę przez hasła. Własne. I uczyłabym ją piękna i celebrowania kobiecości. Czy gdyby kobiecość nie była czymś fantastycznym wielu mężczyzn tak desperacko nie chciałoby jej posiąść  - od aktu seksualnego aż po transgender.
Powiedziałabym jej, że nie musi się ukrywać pod rozciągniętym dresem, żeby brzmieć poważnie w męskim gronie, że  ma prawo być inteligentna, twarda i wrażliwa, promienna i czuła a następnego dnia wkurwiona do granic. Że nam to wszystko wolno i wolno nam być wysoko nad ziemią w ukochanych butach, za drogich i za ładnych na co dzień.

Szanuję wszystkie wybory. Choć niektóre uznam za idiotyczne. Jednak szanuję bardzo ludzi, którzy dokonują świadomych wyborów i idą z dumnie podniesioną głową mając odwagę kierować swoim losem wbrew utartym schematom. Bo to z definicji nie jest łatwe. Ważne tylko, żeby podejmując śmiałe decyzje brać za nie odpowiedzialność i być gotowym na ponoszenie konsekwencji.


4 komentarze :

  1. Osobiście chciałabym żyć w takim świecie, żeby takie nogi nie wzbudzały sensacji. Nie tylko dlatego, że ja nie chcę się golić, a raczej dlatego, żeby ludzie z problemami hormonalnymi nie mieli większych problemów niż własne zdrowie. Teraz muszą się użerać nie tylko z lekarzami, badaniami i lekami... ale także z pokazującymi ich na ulicy ludźmi.
    Niestety, nie łudzę się, że świat będzie idealny.

    A w jednym dziewczyna ma rację: nie wyobrażam sobie aby mój chłopak miał mi za złe, że się nie golę (jakiś czas). Albo, żeby żył w błogiej nieświadomości, że nie mam włosów pod pachami, w okolicach bikini, na nogach itd.

    Sorry, poruszyłam się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rozumiem, bo ja tez się poruszyłam i stąd ten post. ludzie nie są idealni ale uważam, że to nie znaczy, że należy obniżać standardy. Jednym z nas pewne rzeczy przychodzą łatwiej - innym trudniej. Dotyczy to sfery wizualnej ale też np. uczenia się. Klasyczny przykład - nadwaga, otyłość - może być powodowana chorobą. Jednak są duże dziewczyny, które świetnie się ubierają, są bardzo zadbane i kochają swoją ciało oraz dbają o nie, wiedząc, że muszą włożyć więcej wysiłku w osiągnięcie dobrego efektu niż typowe piękności. I z tej siły, z tej prac bierze się ich wielki seksapil. A co do oglądania się za różniącymi się od większości ludźmi na ulicy - tak samo gapią się na duży biust jak na wózek albo ciemny kolor skóry - nie zawsze to nienawistne gapienie się, czasem z ciekawości.
      Nie sądzę, żeby mężczyźni wierzyli że jesteśmy gładkie jak ściana z natury :) i owszem, żyjąc z kimś na co dzień, przez np. 20 lat małżeństwa - nie zawsze widzisz tę drugą osobę w perfekcyjnym wydaniu. Ale żeby to się kręciło i kręciło tych ludzi, muszę się nadal dla siebie starać.

      Usuń
  2. Naturalne są nie tylko włosy...ale może przede wszystkim nasze możliwości. Mam na myśli wykorzystywanie potencjału i dążenie do jak najpełniejszej jego realizacji.

    OdpowiedzUsuń