Ach, Sycylia. W zeszłym roku byłam tam po raz pierwszy i to tylko przez tydzień. Wszystkiego ledwie dotknęłam. Zobaczyłam malutki kawałeczek wyspy. Jednak mieliśmy z TL niesamowite szczęście spotkać Sycylijczyka, Pepe, który miał za sobą kilka burzliwych romansów z Polkami i z przyjemnością się z nami podzielił swoją historią. Pepe prowadzi restaurację, w której serwuje obłędną pizzę i robi domowe lody oraz granitę.
Z sentymentu dla polskich dziewczyn i pewnie z chęci rozerwania się trochę - strasznie mu się na tej Sycylii nudzi - zabrał nas do Syrakuz, gdzie na sobotnim rynku oszalałam na widok ryb, owoców, warzyw, przypraw, kolorów, smaków, zapachów, świeżości i soczystości tego wszystkiego!
Pomodorini di Pachino! - tych nigdy nie zapomnę, słodziutkie, intensywne w smaku malutkie pomidorki. Kilogram suszonych w sycylijskim słońcu przywieźliśmy do Warszawy.
Boskie malutkie suszone czarne oliwki!
Bottarga di tonno - suszona ikra tuńczyka - słynna sycylijska przyprawa do makaronu.
Cudowne sery i ogromna ilość owoców morza, ryb - dla mnie totalne szczęście.
Ach, i zapomniałabym - desery z ricottą - którą doceniłam i pokochałam po tamtych wakacjach - cassata siciliana i cannoli - rurki z kremem z ricotty, a raczej rury, są większe od naszych i mają grubsze, słodkie ciasto. Jeśli chcecie poznać ich smak - nie ważcie się kupować tych na lotnisku albo dworcu - za gadżet dla turystów zapłacicie więcej i dostaniecie krem, hmm, z zapachem ricottowym?
Najpyszniejsze cannoli jakich próbowałam były deserem do abonamentowego obiadu w naszym ośrodku wczasowym.
Standard średni, bo okazało się, że Itaka wysłała nas tam gdzie włoskie firmy wysyłają swoich pracowników, ale za to jaka kuchnia!!!!!
Caponata - klasyk sycylijski - nie przypadła mi do gustu ale była pierwszą rzeczą, o której pomyślałam zastanawiając się nad dodatkiem do grillowanych sardynek. Sardynki to z kolei następne wspomnienie TL-a z tegorocznego tournee Chóru - tym razem greckie.
Misto di verdure al modo di caponata
pieczone warzywa:
papryka, cukinia, bakłażany - upieczone w piekarniku, skropione wcześniej oliwą i lekko posolone.
/ pamiętajcie, żeby bakłażany najpierw pozbawić goryczki!/
salsa:
oliwki zielone i suszone czarne oliwki, 1 ząbek czosnku przetarty z solą, czerwona cebulka, suszone pomidory, dużo pomidorków daktylowych lub cherry, świeża bazylia, oliwa, ocet balsamiczny, sól i świeżo mielony pieprz do smaku - wszystkie składniki drobno kroimy i mieszamy
Upieczone warzywa podajemy na zimno wymieszane z salsą.
Możemy tez posypać je przed pieczeniem łyżeczką ziół prowansalskich i podać na gorąco/wtedy salsę serwujemy osobno/
Chłodnik Mamy i moje misto |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz