TL wrócił z wycieczki. Nie pisałam przez te dwa tygodnie, z braku możliwości robienia zdjęć. Nie spędzałam też tyle czasu w kuchni,bo nie było głównego degustatora - hmm, może raczej konsumenta...
Ale TL wrócił przywożąc nie tylko aparat foto i siebie - wrócił z doświadczeniami kuchni greckiej, węgierskiej, włoskiej i serbskiej.
Uwielbiam wyzwanie jakim jest powtórzenie dokładnie takiego dania które komuś gdzieś bardzo smakowało, stąd langosze. Pisałam już kiedyś, że nie jestem ortodoksyjna - jedyne prawdziwe pesto nie istnieje, owszem istnieje jedyne prawdziwe pesto babci Antonia, która miała swój przepis zapisany w zeszycie. Ale tak naprawdę chodzi o kluczowe składniki i zasady. Reszta w każdym daniu, potrawie jest bardzo specyficzna, zależnie od regionu, miasteczka, nawet konkretnej restauracji/domu. Nie ma jednej prawdy, ale to nie znaczy, że nie ma prawdy - jest, tylko niejedna, a raczej są - tak twierdzi jeden z moich ulubionych filozofów postmoderny i w ogóle Gianni Vattimo.
A w końcu sztuka kulinarna to sztuka - musi być twórcza!
O langoszu usłyszałam od TL pierwszy raz, więc jednak jakiś wzór był mi potrzebny. Okazało się, że zdania w internecie są podzielone - dla jednych klasyczny langosz ma w składzie gotowane ziemniaki dla innych w żadnym wypadku!
Najpierw przewertowałam polskie strony i na wielu forach/blogach pojawiały się pełne oburzenia wpisy jaki jest jedyny słuszny LANGOSZ. Niektóre wypowiedzi były takie strasznie mądre i absolutnie ostateczne.
W końcu zajrzałam na stronę z bazą węgierskich przepisów - po węgiersku - i ogarnęłam ją z pomocą googletranslatora.
Wyobraźcie sobie, że pod hasłem LANGOSZ znalazło się kilka rodzajów / każdy po kilka przepisów/ ciasta - Langosz z kefirem, langosz z gotowanym ziemniakiem, langosz w 30 minut....
Skoro sami Węgrzy mają dystans do tematu to ja też :)
Przepis, który wykorzystałam jako pierwszy znajdziecie tu:
http://qchnia.wordpress.com/2009/02/01/langosz/
Przygotowanie było banalnie proste, smak smaczny jednak to jeszcze nie jest to co wspominał TL, więc będą następne wersje. Ale generalnie polecam.
Świetnie,że masz dystans.
OdpowiedzUsuńLangosze przygotowałaś tak apetycznie,że chce mi się pędzić w ten skwar do kuchni.
A jedyne pesto istnieje.Genueńskie.
Tam ma swój rodowód.
:) dzięki bardzo. Skwar straszliwy nie może powstrzymać prawdziwego szefa kuchni! ja się zabieram za paj rabarbarowy :)
OdpowiedzUsuńa pesto oczywiście pochodzi z Genui, jednak różni się nieznacznie zależnie od lokalnych recept:np. dodatek pecorino nie jest konieczny, wystarczy parmigiano reggiano lub Grana Padano.